poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział 6

6
Zapoznania

~~Perspektywa Jace'a~~
-Isabelle! Izzy!-krzyczałem i waliłem pięściami w jej drzwi ale ona tego nie słyszała bo słuchała tej cholernej muzyki!-Isabelle! Jeśli zaraz nie wyjdziesz z tego pokoju to...-i urwałem z pięścią o włos od nosa Izzy.
-To co?-zapytała czarnowłosa- Czego chcesz Jace?- zapytała ze znużeniem opierając się biodrem o futrynę drzwi. Była ubrana w czarną obciskającą bluzkę na ramiączka i krotkie, czerwone getry.
-Maryse prosi abyś ty i Alec zeszli do biblioteki i lepiej poznali Clary, bo trochę tu pobędzie...
-Dobrze. A przyjechała już Anabeth?-nagle ożywiona Iz uśmiechnęła się. 
Ona i Ana były przyjaciółkami.
-Tak. Poszła do biblioteki żeby przywitać się z Maryse. Ty też tam idź. Ja idę po Alecka...
-Już nie musisz-Alec pojawił się przy mnie jak duch.
-Skąd się tu wziąłeś?-zapytałem zdziwiony. 
-Usłyszałem jak walisz w drzwi mojej siostry więc wyjżałem i zobaczyłem całe to zamieszanie...
-To dobrze, ze jesteś. Isabelle zbieraj się-powiedziałem podirytowany.
Gdy Iz weszła się ogarnąć, czyli się malować, uczesać i takie tam babskie rzeczy Alec zapytał:
-A tak w ogóle to gdzie i po co idziemy?
-Chyba pamiętasz Clarissę? 
-Oczywiście-powiedział z uśmiechem. 
-Maryse twierdzi że macie ją lepiej poznać bo trochę tu pomieszka.
-Aha. To fajnie.-Alec coraz bardziej się uśmiechał co wcale mi się nie podobało. 
-Dlaczego fajnie?-zapytałem starając się ukryć delikatną złość. 

-No jest ładna, zgrabna... no i odważna. -powiedział z podziwem.
-Odważna?-zapytałem zdziwiony. Ładna (wręcz piękna... Jace!) I zgrabna owszem ale odważna? 
-Noo... nie wszyscy by uciekli z wozu ludzi którzy od tak wchodzą do jego domu i pozbawiają go przytomności. 
-No tak...-zamyślony słowami Alecka, nie zauważyłem kiedy Isabelle wyszła ze swojego pokoju. Ruszyliśmy do biblioteki. Alec i Izzy rozmawiali o czymś ale nie słuchałem ich. Byłem zajęty moim parabatai oraz Clary.
Może to lepiej, że to Alec będzie z rudowłosą a nie ja? W końcu ja mam Anabeth a Alec nikogo...
Tak... Tak chyba będzie najlepiej. A po za tym kiedy będą parą Clary zawsze będzie blisko swojego chłopaka, a tak się składało że Alec jest mi bliższy niż brat więc będzie blisko mnie!
O dziwo ta myśl poprawiła mi humor.
Moje rozmyślania przerwało dotarcie do wielkich dębowych drzwi biblioteki. Gdy Izzy je otworzyła, zobaczyłem coś co sprawiło że stanąłem jak wmurowany.
W pomieszczeniu były Clary i Maryse, i tak jak ja stały zszokowane. A pomiędzy nimi stał nie kto inny jak Anabeth.
-Och! Już jesteś Jace! Clary, a oto mój ukochany Jace Wayland.
...1...
...2...
...3...
O...O K@#¡A ! Wiedziałem że tak będzie! Coś ty im, Na Anioła, nagadała Anabeth!? Ty diable w ciele anioła!
Cały gotowałem się w środku,  ale na głos, dosyć spokojnie (przynajmiej się starałem) powiedziałem:
-Tak Anabeth. Jestem. A to Clary, są Izabella i Alec Lighwood.-mówiąc to pokazałem na rodzeństwo a oni kiwneli głowami.
-Cześć.
-Hej.

***

~~perspektywa Clary~~

Stałam tak przez chwilę.
Sztywno.
Nieruchomo.
Nagle drzwi się otworzyły i do biblioteki wszedł Jace. Gdy zauważył co się tu dzieje stanął tak jak ja i Maryse.
Za nim weszła dziewczyna. Była piękna. Jej długie, kruczo czarne włosy sięgały kolan mimo że miała je upięte  wysoko na głowie w kitke. Ciemne oczy były na pięknej, idealnej twarzy. Była wysoka i szczupła. Jej skórę (od autorki; wszyscy Nocni Łowcy mieli runy na sobie xD nie wiem czemu nie napisałam tego wcześniej. Wybaczcie!) pokrywały czarne tatuaże. Runy. Była ubrana w czarną obciskającą bluzkę na ramiączka i czarne getry. Obok niej stał chłopak o takich samych czarnych włosach ale miał piękne błękitne oczy. Był wysoki i szczupły ale umięśniony tak jak Jace. Patrzyliśmy sobie chwilę w oczy.
I wtedy odezwała się Anabeth...
-Och! Już jesteś Jace! Clary, a oto mój ukochany Jace Wayland.-przedstawiła go Anabeth.
W tamtym momęcie ledwo się powstrzymałam od wykrzyknięcia:
"Wiem debilko! Byłam z nim w jednym łóżku. Ale nie po to co ty! Bo ty już się pewnie z nim ruchałaś prawda?! Jesteś z tego powodu szczęśliwa?! Bo ja bardzo!" Ale BARDZO, BARDZO trudno się opanowałam.
-Tak Anabeth. Jestem. A to Clary, są Isabelle i Alec Lighwood-mówiąc to pokazał na rodzeństwo a oni kiwneli mi głowami.
-Cześć- powiedziała Isabelle
-Hej- Alec usmiechnął się do mnie miło.
Maryse nagle się ockneła. Potrząsnęła głową i powiedziała:
-To ja pójdę po jeszcze jedną filiżanke a potem musimy porozmawiać.-ostatnie słowa wypowiedziala patrząc na mnie. Przestraszyłam się... chodziło o coś ważnego.
Gdy Maryse wyszła nastała krępująca cisza. W końcu przerwał ją Alec.
-Too... mhm... Clary... Może opowiesz nam trochę o sobie? Chętnie cię poznamy, prawda?-popatrzył po swoich towarzyszach a oni pokiwali z chęcią głowami. Tylko Anabeth coś zaczęła coś marudzić pod nosem ale Jace na nią spojrzał i zamilkła.
Wzięłam więc głęboki oddech i zaczęłam opowieść...



Tak tak, teraz rozdziały miały pojawiać się rzadziej a tu pojawia się z dnia na dzień xD nie wiem jak to robię i nie wiem ile takie coś potrwa xD
Co do rozdziału... hmm... nic się nie dzieję i jest nudny... i krótki!
Mam nadzieję ze mi wybaczycie!
A i wybaczcie za błędy ale na telefonie trudno się piszę a nie zawsze mi poprawia xD
No to Chyba wszystko...
Do następnego pisania


         Clary

niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 5

5
Rozterki


~~Perspektywa Jace'a~~

Gdy wyszedłem z biblioteki poczułem się dziwnie, jak by czegoś mi brakowało...
Clary...
No nie wierzę! Nie kocham jej! Kocham Anabeth! Nie Clary...!
Właśnie... Anabeth.
Anabeth jest moją dziewczyną już od roku. Poznaliśmy się w Alicante... (od autirki: historię poznania się Jace'a i Anabeth poznacie w dalszych rozdziałach <3) Ana jest piękna... Ale nie tak jak Cla... NIE! Anabeth jest piękna! Wysoka, szczupła i ogólnie zgrabna. Ma długie, blond włosy,  orzechowe oczy i trochę ciemniejszą karnacje ode mnie. Ale to pewnie przez to, że cały czas wyjeżdża na różne wycieczki przede wszystkim do ciepłych krajów. Wiele razy próbowała mnie wyciągnąć z Nowego Jorku, ale zawsze zostawałem. Sam nie wiem dlaczego. Może wkońcu się przełamę i z nią gdzieś pojadę? Zwiedzić trochę świata, nie zaszkodzi...
-JACE!!!-słysząc dobrze znany mi głos odwróciłem się. W tym momencie ten ktoś rzucił mi się na szyję. Po chwili jej usta znalazły moje i pocałowała mnie namiętnie. Ja stałem bez ruchu. Ani jej nie objąłem, ani nie odwzajemniłem pocałunku...
Kiedy w końcu się ode mnie odklejiła zobaczyłem jej pytającą minę. 
-Jace'u? (czyt. Dżejsiu xD)  Coś nie tak?
-Anabeth. N-nie... to znaczy... Dlaczego już wrociłaś?- zapytałem zanim ugryzłem się w język.
-Nie cieszysz się? Wróciłam specjalnie dla ciebie-powiedziała szeptem.
-spytałem co raz bardziej zdziwiony.
-Noo... tak. Stęskniłam się za moim Jace'm (czyt. Dżejsiem xD). A mój kochany za mną? -zapytała się patrząc mi w oczy.
Taak... Oczywiście-dodałem po krótkim milczeniu, które, niestety, moja dziewczyna zauważyła.
-Coś się stało?-zapytała dziwnym tonem.
-Nie. Dlaczego pytasz?-z niewiadomych przyczyn unikałem jej wzroku.
-Noo... najpierw przybiegam do ciebie, całuje a ty nie oddajesz pocałunku. Ogólnie stoisz i nic nie robisz. A teraz nie patrzysz mi w oczy... O co chodzi? O Clarisse? Coś ci zrobiła?-zapytała groźnym głosem.
-S-skąd wiesz o Clary?-stałem jak porażony piorunem.
-Izzy mi powiedziała-odparła niby od niechcenia.
-Zabije Isabelle.-wymamrotałem.
-Słucham?-Anabeth popatrzyla na mnie z krzywym uśmiechem.
-Nie, nic. Muszę iść. Po Izzy i Alecka. Może pójdziesz do swojego pokoju?-zapytałem, mając nadzieję że Ana pójdzie. Wolałbym żeby nie spotkała się teraz z Clary. Ale znając Ane, oczywiście że...
-Nie. Chce iść zobaczyć się ze wszystkimi.-powiedziała pwenie.
-Anabeth, proszę. Idź do swojego pokoju...
-Nie będziesz mi rozkazywał Jace.-przerwała mi z groźnym błyskiem w oku. Potem podeszła do mnie, pocałował w policzek i zapytała szeptem.- Wiesz gdzie jest Maryse?
-W bibliotece-mruknąłem zrezygnowany.
-Dziękuję, kochanie.- uśmiechnęła się i poszła w stronę biblioteki.
Już wiedziałem, że będę miał przechlapane...
                                ***

~Perspektywa Clary~

Gdy Jace wyszedł poczułam się dziwnie.
-Clary usiądź, proszę-usłyszałam Maryse. Podeszłam do czarnej, pikowanej kanapy która okazała się być bardzo wygodna. Spojrzałam na tacę która stała na stoliku przede mną. Znajdował się na niej imbryk z herbatą, pięć filiżanek a obok stał talerz z kanapkami. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jaka jestem głodna. Wzięłam kanapkę z szynką i serem. Była naprawdę dobra.
-Tak więc Clary...-zaczęła Maryse.- Napewno zastanawiasz się co tutaj robisz.
-Owszem, proszę pani.
-Och, mów mi poprostu Maryse-przerwała mi z uśmiechem.
-Dobrze... Maryse, więc tak. Zastanawiam się dlaczego tutaj jestem.
-Clary, muszę ci coś powiedzieć...-zaczęła ze smutkiem w oczach i współczuciem w głosie-Zapewne myślałaś też o twojej matce Theresie Gray oraz...
-O Mat'cie. Tak. Co się z nimi dzieje. Czy wiedzą gdzie jestem? A a Simon?-zalewałam ją falą pytań. Wiedziałam że powinnam poczekać ale nie mogłam.
-Poinformowaliśmy Tesse o wszystkim i przybędzie do Instytutu jutro rano.
-Ale dlaczego dopiero jutro rano?!-krzyknęłam zawiedziona i trochę zła na matkę. Dlaczego nie przyjechała odrazu do mnie jak się dowiedziała.
-Ponieważ musiała wyjechać do Alicante by złożyć zeznania.
-Jakie zeznania?!-wykrzyknęłam przerażona.
-Dotyczące niejakiego Matthew Lowe.-westchnęła Maryse.
-M-Mat'a?-wyjąkałam czując że mój świat rozpada się na drobne kawałeczki.-Mojego chłopaka?
-Tak Clary. Mam niestety niemiłą wiadomość dla ciebie...-mówiła z coraz większym smutkiem-Clary... Mat to tak naprawdę demon który może przybierać ludzką formę...
Dalej jej już nie słuchałam. Mój świat się rozpadł. Filiżanka wypadła mi z ręki i roztrzaskała się na podłodze.
W tym samym momencie do biblioteki przez wielkie drzwi weszła dziewczyna o blond włosach w niebieskiej koszulce i zielonych spodenkach do kolan. Uśmiechnęła się szeroko.
-Maryse! Jak miło cie widzieć!-wykrzyknęła i podbiegła do kobiety. Maryse stała sztywno. Gdy dziewczyna ją puściła, cały czas się nie ruszała. Gdy blondynka mnie zauważyła, podeszła z wyciągniętą ręką i powiedziała
-ty pewnie jesteś Clarissa, tak?
-Tak,  Clarissa Gray, ale mów mi Clary.
-Okej. Ja jestem Anabeth Carstairs, dziewczyna Jace'a.
Myślałam że mój świat się rozpadł. Myliłam się.
Dopiero teraz się rozpadł w całości.





Boże chyba mnie zabijecie! Miałam dodać w piątek wieczór a jest co? Niedziela! Niestety teraz żadziej będą sie pojawiać rozdziały poniewaz piszę na telefonie i się trochę schodzi...
Wiem że rozdział 5 jest taki nijaki i mało się dzieje i oczywiście jest krótki ale chyba lepszy taki niż wcale.
Mam nadzieję ze sie spodoba ;3
A i wybaczcie za błędy.
No to do następnego napisania <3

Clary

środa, 25 listopada 2015

Rozdział 4



4
(Nie)Wyjaśnione sprawy

~~Perspektywa Clary~~
Obudził mnie jakiś ciężar na plecach i ciepło na całym ciele. Otworzyłam oczy. To co zobaczyłam było tak szokujące, że zerwałam się na równe nogi z łóżka. Poprawka. Chciałam na równe nogi, ale niestety sturlałam się z łóżka i z hukiem spadłam na podłogę. Wtedy powód mojego szoku spojrzał na mnie z troską.
-Nic ci nie jest?- zapytał Jace.
-Nie. Ale mam pytanko.
-Słucham?-spytał ze zdziwioną miną niewiniątka Jace.
-CO TY DO CHOLERY ROBISZ W MOIM ŁÓŻKU!?-wybuchłam wstając z podłogi i spojrzałam na niego oskarżycielsko.
-Już ci tłumacze-powiedział spokojnie, ale mogłabym przysiąc że trochę się zarumienił... dziwne...-wczoraj po tym jak się obudziłaś, mieliśmy iść do Maryse, ale ty w połowie drogi zasłabłaś, więc wziąłem cię na ręce i zaniosłem do mojego pokoju. Potem gdy miałem odejść ty poprosiłaś żebym cię przytulił, więc, żeby nie było, zapytałem czy jesteś pewna. Ty odpowiedziałaś ze tak, więc się położyłem obok ciebie, i zasnąłem. Czego wcale nie planowałem.- dodał na zakończenie. Mówił to patrząc mi w oczy. Zarumieniłam się.
Po jego oczach, głosie i ułożeniu mięśni można było stwierdzić ze mówi prawdę. I chyba tak było. Przypominam sobie coś ale nie jestem pewna...
-No dobrze... więc jestem w twoim pokoju tak?-zapytałam rozglądając się dookoła. Pomieszczenie miało kremowe ściany,  na których wisiały czarne, grube półki na książki, które były równiutko poukładane w kolejności od największej do najmniejszej. Na suficie wysiał skromny żyrandol. Podłoga była z jasnego drewna, a po środku był beżowy, włochaty dywan. Na przeciwko  drzwi wejściowych były dwa okna. Po lewej stronie okien było lóżko, na którym obecnie leżał Jace, a Obok był stoliczek nocny. Po lewej stronie okien były drzwi, zapewne do łazienki. Obok nich był jedyny obraz w całym pokoju. Podeszłam do niego. Przedstawiał piękne miejsce, o zachodzie słońca. Jace widząc mnie podniósł się z łóżka i podszedł do mnie.
-Gdzie to jest?
-To Alicante, stolica Idrisu.
-Co? Stolicą czego?-zapytałam ze zdziwieniem.
-Idris to rodzimy kraj Nocnych Łowców a Alicante to jego stolica, a zarazem jedyne miasto.
-Mhm...-mruknęłam w zamyśleniu... Alicante. Idris. Alicante. Idris. Alicante... Idr...-O BOŻE!- wykrzyknęłam.
-Co?
-Znam te nazwy.
-Co? Jakim cudem-spytał się Jace.
-Nie wiem. Ale jestem pewna ze znam te nazwy-powtórzyłam.
-Okej... Maryse będzie bardzo zainteresowana tobą. Chodźmy do niej.
                     ***

Jace prowadził mnie znowu tym samym korytarzem.
-Jace...
-Tak?
-Ja... to znaczy...by...-nie umiałam się wysłowić- chce cię tylko przeprosić za tą noc. Za to że musiałeś ze mną zostać.-powiedziałam na jednym wydechu.
-Spokojnie. Jesteś taka mała, że cię prawie czułem. Masz szczęście ze się nie rozpycham bo na pewno byś spała na podłodze.- i uśmiechną się do mnie ciepło.
-nie jestem mała, tylko niska.-sprostowałam. On tylko się uśmiechną.
Wtedy doszliśmy do wielkich, podwójnych drewnianych drzwi.
-to gabinet Maryse. Jest miła więc spokojnie. Jesteś gotowa?-spytał Jace łapiąc za klamkę. Ja tylko kiwnęłam głową. Gdy weszliśmy do gabinetu stanęłam jak wryta.
Pomieszczenie było ogromne. Sufit był tak wysoko, że ledwo było go widać. Podłoga była z ciemnych, dużych drewnianych paneli. Pod każdą ścianą, na całej długości były wielkie półki z książkami i różnymi, prawdopodobnie zabytkowymi, ozdobami. Po środku gabinetu stało biurko, z tego samego drewna co podłoga. A za nim siedziała kobieta. Miała czarne włosy upięte z tyłu w koka. Kilka pasemek wymykało się z niego, co nadawało jej młodszego wyglądu. Ubrana była w szary, dopasowany żakiet i taką samą spódniczkę. Jej oczy były niebieskie, i patrzyły na mnie z miłym zainteresowaniem. Kobieta podniosła się i wyszła zza biurka.
-Witaj, jestem Maryse Lighwood, szefowa Instytutu.-i podała mi rękę.
-Dzień dobry, jestem Clarissa Garroway, ale wszyscy mówią na mnie Clary Gray.-powiedziałam ściskając rękę.
-Jak się czujesz Clary?
-Już lepiej, dziękuje-byłam mile zaskoczona Maryse. Chyba naprawdę jest w porządku.
-Chodźcie, usiądziemy.-powiedziała pokazując nam, żeby za mną iść. Spojrzałam na Jace`a. On uśmiechną się zachęcająco.

***

~~Perspektywa Jace`a~~
Gdy rudowłosa spojrzała się na mnie, automatycznie się uśmiechnąłem. Jest piękna… Te rude włosy którymi mógł bym się bawić bez końca, te piękne, duże zielone oczy i te niesamowite delikatne usta, które, tak bardzo, bardzo chciałbym po… Stop! Nie myśl tak! Jestem Jace! Ja bawię się z dziewczynami a potem je rzucam… taka kolej rzeczy… Ale Clary jest taka… STOP!!! Nie myśl o niej!
-Jace? Idziesz czy zostajesz?-usłyszał głos przyszywanej matki.
-Tak. Tak już idę.
Gdy doszliśmy do drzwi ukrytych za posągiem Anioła Razjela, weszliśmy do mojego ulubionego (zaraz po Sali treningowej i zbrojowni) pomieszczenia-biblioteki.
-Wow…-usłyszałem ciche westchnienie. Gdy odwróciłem się zobaczyłem, że Clary wpatruje się w ogrom biblioteki jej zawartości.
-Wielbicielka książek?-zapytałem z uśmiechem. Sam uwielbiałem czytać.
-Skąd wiesz?
-Zobaczyłem to w twoich oczach i ogólnej reakcji.-uśmiechnąłem się.
-Chcecie czegoś do picia?-zapytała Maryse
-Tak, chętnie napije się herbaty-powiedziała Clary.
-A ty Jace?-Wzrok Maryse skierował się na mnie.
-Też herbaty, ale bez bergamotki.
-Oczywiście.-powiedziała, i wyszła. Usłyszałem cichy chichot.
-Śmieszy cię coś?-spytałem dziewczyny.
-Nie, dlaczego pytasz?-odpowiedziała pytaniem na pytanie cały czas się uśmiechając.
-A nie wiem. Może dlatego że się śmiejesz?-zapytałem z sarkazmem.
-Nie lubisz bergamotki?-zapytała nie mogąc się powstrzymać.
-Nie. A to jakiś problem?
-Oczywiście, że nie.-odpowiedziała odwracając się.
-Lepiej zapamiętaj to na przyszłość.-powiedziałem zanim pomyślałem… JACE TY IDIOTO!
-A to dlaczego?
-No… Jak w przyszłości będziesz robiła mi śniadanie do łóżka…
-Jace, pójdziesz po Isabelle i Aleca? Niech lepiej poznają naszego gościa.-przerwała mi Maryse wchodząc do biblioteki z tacą. Kiwnąłem głową i wyszedłem. Stojąc w drzwiach ostatni raz spojrzałem na moją małą piękność... CO?! Czy ja pomyślałem MOJĄ?! Na Anioła co się ze mną dzieje?!



Tak, tak...przepraszam, że taki krótki i nijaki ale niestety nie mam czasu... 
Jak widać spróbowałam zrobić rozdział z narratora pierwszoosobowego a nie jak wcześniej trzecioosobowego... Jak mi wyszło to wy musicie ocenić ;3 
Kiedy będzie następny rozdział... nie wiem xD Mam nadzieje że szybko ale nie później niż w piątek wieczorem ;3
No to chyba wszystko... A. Sorki za błędy ale już nie zdążyłam poprawić...
Do następnego pisania ;3
Clary

poniedziałek, 23 listopada 2015

Rozdział 3



3
Instytut


Gdzie ja jestem? Umarłam? Jeśli tak, to dlaczego czuje ból?
Clary przebudziła się, ale nie otwierała oczu. Nie wiedziała gdzie jest, ani o co chodzi. Dopiero po chwili sobie przypomniała: całowanie Mata, pukanie do drzwi, ludzie w czarnych strojach wpadający do jej domu, furgonetkę i… i anioła? W końcu powoli otworzyła oczy.
Nad nią były puszyste białe chmurki na których latały małe, roześmiane aniołki, na tle błękitnego nieba. Zamrugała jeszcze raz i zrozumiała, ze to co brała za prawdziwe niebo i chmury to tak naprawdę sufit pomalowany na niebiesko z białymi plamami które miały być chmurami a na nich rzeczywiście uśmiechnięte aniołki.
-Spójrz! Budzi się! Jace, wstawaj!-Clary usłyszała podniecony głos małego chłopca po swojej prawej stronie. Odwróciła powoli głowę w stronę głosu i zobaczyła około dziewięcioletniego chłopca o kruczoczarnych włosach i delikatnej, małej twarzy na której były, chyba za duże dla niego, okulary przez które patrzyły na nią, z ciekawością, duże i niesamowicie błękitne oczy.
-Hej, jestem Max, a to mój brat Jace.
Gdy chłopiec…Max się odsuną Clary zobaczyła, że na krześle przy łóżku siedzi jej wczorajszy anioł.
-To ty…-wychrypiała. Aż przeraziła się swojego głosu- To ty mnie wczoraj uratowałeś…
-Witaj, księżniczko.-powiedział Jace, z błyskiem w oku i szatańskim uśmieszkiem-dobrze ci się spało? Sam przyniosłem kocyk, byś nie zmarzła śpiąca królewno.-tym razem uśmiechnął się z wyższością.
-Dziękuje-odpowiedziała Clary, z nie miłym przeczuciem, że „jej aniołek” to jeden wielki, arogancki dupek.-gdzie ja w ogóle jestem?
-W Instytucie-odparł wesoło Max.
-W Instytucie?-zapytała Clary-to jakiś instytut badawczy?
-Nie zupełnie-wtrącił się Jace- to jest część mieszkalna, a ty leżysz na izbie chorych, księżniczko.-i znowu się uśmiechną.
-Nie nazywaj mnie tak. Jestem Clary.
-Wiem-odparł Jace ku zaskoczeniu Clary, bardzo poważnie ale jeszcze z jakąś inną nutą w głosie, której niestety nie umiała rozpoznać -Skrót od Clarissa. Ładnie.
-Dziękuje-odparłam, rumieniąc się. Dzięki bogu, że mam piegi, co choć trochę to zamaskuje, pomyślała Clary.
-Max, pójdziesz powiadomić Maryse albo Roberta, że nasz gość się obudził?-zapytał Jace młodszego brata.
-Oczywiście- I z uśmiechem na twarzy odwrócił się do drzwi i wybiegł przez nie.
-Więc Max to twój brat?-zapytała się Jace`a, po części bo była ciekawa, ale bardziej po  by przerwać niezręczną cisze.
-Tak, ale przyrodni -odparł Jace- On, Alec i Isabelle to dzieci Roberta i Maryse Lighwood. Ja jestem Jace Wayland, ale wszyscy na mnie mówią Lighwood.
-To tak jak na mnie. Jestem Clary Garroway, ale wszyscy mówią na mnie Gray, ponieważ wychowała mnie Tessa Gray.-Na wspomnienie o matce, zrobiło jej się nie dobrze i poczuła ukucie w sercu, wiec zgięła się w pół z sykiem.
-Clary, co się stało?- Jace w mgnieniu oka przyskoczył do niej jednym krokiem i złapał ją za ramiona- co ci jest?
-Jest tu gdzieś telefon?-zapytała szybko.-muszę zadzwonić.
-Dobrze. Poczekaj tutaj. Izzy przyniosła ci trochę swoich starych ubrań żebyś miała się w co przebrać-wskazał na kilka ciuchów na poręczy łóżka na którym obecnie leżała- Pewnie będą za duże ale chyba dasz radę. Tam jest łazienka-wskazał drzwi naprzeciwko mnie- na koszu są ręczniki, możesz się wykąpać. Jak już doprowadzisz się do ładu poczekaj tutaj na mnie.
-Dobrze.
***
Gdy Jace tylko wyszedł, Clary od razu wyskoczyła spod kołdry i popędziła do łazienki. Łazienka była urządzona bardzo skromnie ale ładnie. Podłoga była z ciemnego drewna, ściany były pomalowane na biało. Clary zrzuciła pidżamę (swoją drogą: kto mnie przebrał???), i weszła pod prysznic. Poczuła się błogo gdy gorąca woda spływała po jej włosach i ciele a truskawkowe mydło tylko dodawało słodyczy tej chwili. Gdy wszyła spod prysznica wytarła się białym, puchatym ręcznikiem. Gdy sięgnęła po ubrania szczęka jej opadła; obcisłe czarne rurki tylko zwracały uwagę na jej brak bioder a mocno wycięta bluzka odkrywała to czego Clary też nie miała-piersi. By nie pozabijać się w tych spodniach, musiała podwinąć je kilka razy.
Gdy wyszła z łazienki, Jace już na nią czekał.
-Najpierw porozmawiasz z Maryse a potem będziesz mogła zadzwonić.
-Okej, prowadź.
Jace tylko się uśmiechną.
Gdy wyszli z izby, pokierowali się w prawo długiego, ciemnego korytarza. Clary często chodziła takimi w snach; długi, prowadzący do nikąd; aż ją ciarki przeszły i przyspieszyła kroku.
Po obu stronach mijała takie same prawie puste pokoje. Stały w nich tylko jedna komoda, jedna szafa, jedno pojedyncze łóżko, stolik oraz dwa krzesła.
-Zdaje się, mówiłeś, że to część mieszkalna, prawda.
-Tak-odparł Jace nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem.
-To dlaczego tu jest tak pusto?
-Bo Niefilim, przychodzą i odchodzą. Na stałe mieszkamy tylko ja, Lighwoodowie. Czasami przyjeżdża tu ktoś z Clave by nas szkolić.
-Czekaj. Co?-Odparła zdziwiona- Nefilim? Clave? Szkolić? To nie chodzicie do szkoły?
-Ty masz na myśli szkołę dla przyciemnych. My, Nocni Łowcy nie chodzimy do takiej szkoły. Owszem uczymy się historii i takich tam, ale z innej perspektywy niż przyziemni. My całe życie jesteśmy wojownikami i zabijamy demony.- Jace z tym swoim uśmieszkiem wyższości, powiedział to nie odwracając się do niej.
-De... Demony? Zabijacie DEMONY?!-prawie wykrzyczała już na serio wystraszona.
-Tak.-odpowiedział jak gdyby nigdy nic.
-A Nocni Łowcy?
-To my.- on i ten jego wywyższający się uśmieszek. Gdyby można by było mu go zetrzeć…
-A szerzej proszę?
-To ludzie którzy mają w sobie trochę krwi anioła, noszą Runy- tu wskazał na swoje czarne tatuaże na rękach, nogach, plecach, piersiach i brzuchu- a to wszystko po to żeby zabijać demony.
Clary nie wiedziała co myśleć. Demony? W Nowym Jorku?
-Przyziemni-powiedziała Clary pierwsze lepsze myśli-kim oni są?
-To osoby które nie mają w sobie krwi Anioła i nie mają Wzroku czyli nie widzą demonów, Podziemnych czy nas, Nocnych Łowców.
-Podziemni?
-Tak. Czarownicy i czarownice, wilkołaki, faerie no i wampiry.
-Co?!-za dużo tego wszystkiego. Zamknęła oczy i oparła się o ścianę. Strasznie kręciło się jej w głowie.
-Clary, dobrze się czujesz?-usłyszała z bliska głos Jace`a. Otworzyła oczy.
-Tak, chodźmy-powiedziała niewyraźnie.
-Clary może chodźmy…-nie dokończył bo Clary tak się zakręciło w głowie, że się zachwiała a on dwoma susami znalazł się przy niej. Clary bała się że upadnie więc wtuliła się w Jace`a. On natomiast przyciągną ją do siebie i wplótł palce w jej włosy i powiedział po cichu, do jej ucha-Clary, jeśli chcesz to możemy…możesz pójść się położyć. Powiem Maryse, że znowu źle się poczułaś i poszłaś spać.
Kiwnęła prawie niezauważalnie głową, na znak że się zgadza. Jace o nic nie pytał, tylko wziął ją pod nogi w podniósł na ręce. Ona chwyciła się jego szyi i czuła, że chyba za chwile zemdleje. Jace szedł tak, że w ogóle nią nie trząsł. W końcu doszli do jakichś drzwi, on otworzył je delikatnie, tak by nią nie trząść, wszedł, zamkną drzwi i położył Clary najdelikatniej jak mógł na łóżku.
-Gdzie jesteśmy?-zapytała Clary słabo.
-W moim pokoju.
-Przytul mnie…-Clary powiedziała to tak cicho, że Jace myślał że mu się przesłyszało. Podszedł bliżej łóżka i nachylił się.
-Powtórzysz?-zapytał z troską.
-Przytulisz się do mnie?-Zapytała mając twarz w poduszce.
-Yyy…jesteś pewna że chcesz?-Zapytał Jace dziwnym głosem. Ona tylko kiwnęła głową.-w takim razie, dobrze.
Jace zdjął buty i wszedł delikatnie do łóżka i położył się powoli z drugiej strony dziewczyny. Ona się tylko do niego odwróciła, położyła rękę na jego ramieniu a swoją ja jego brzuchu i wymamrotała-Dziękuję Jace.
-Proszę, Clary.-w to ostatnie słowo włożył tyle czułości, że cieszył się (albo i nie), że Clary już smacznie sobie spała.





No to, mam nadzieje, że fani Clace się cieszą (zaliczam się do nich xd).
Co do następnego rozdziału... nie wiem kiedy będzie xD Postaram się po jutrze ale nie jestem na 100% pewna, więc zaglądajcie i patrzcie czy dodałam czy nie xD
Wybaczcie za błędy, ale nie zdążyłam już sprawdzić xD
I mam prośbę... Czytasz? Zostaw komentarz ;3 To na prawdę dużo dla mnie znaczy ;3
No to do następnego pisania
Clary

niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 2



2
Książę z bajki

Clary obudziła się strasznie bolała ją prawa ręka a w głowie czuła pulsujący ból. Nie jasno zdawała sobie sprawę z tego, że jest niesiona na rękach.
-Nadal nie mogę uwierzyć, to zrobiłaś Isabelle!-usłyszała gniewny głos chłopaka tuż nad sobą-pewnie to on ją niósł.-Tata ci powiedział, że jest dla nas bardzo ważna.
-Oj już. Nie mogłam znieść już jej paplaniny…-usłyszała znowu ten sam, teraz lekko zirytowany głosy dziewczyny która ją trzymała w domu.
-Izzy, mogłaś ją zamienić w wyklętą!-krzykną już nie na żarty zdenerwowany chłopak- Wiesz co by nam zrobiło Clave?
-Okej, okej zrobiłam źle, ale jak widzisz nic jej nie jest.
-Jest nie przytomna, Iz.
-Ale nie umarła ani nie zamieniła się w wyklętą. To znaczy, że jest Nocnym Łowcą.
-Albo miała dużo szczęścia, tak samo jak ty.-odparł z lekka zirytowany Alec.-Dobrze, że jest taka mała i lekka. Łatwo mi jest nią nieść.
Clary nie rozumiała. Nocny Łowca? Co albo kto to jest? Wyklęci? Mogła umrzeć? Nie dane było jej dłużej pomyśleć bo znowu zemdlała.

***

Clary ocknęła się w ciemnym pomieszczeniu na twardej, blaszanej podłodze. Wstała powoli spodziewając się zawrotów głowy. Nic. Wstała, i rozejrzała się po malutkim pokoju. Nagle połączyła wątki i uświadomiła sobie, że jest w aucie. Albo raczej w furgonetce. Ale mniejsza o to. Trzeba się z stąd wydostać, i to szybko. Doszła po cichu do drzwi i w duchu się modliła żeby nie były zamknięte ani żeby nikt nie czekał na zewnątrz.
Chyba została wysłuchana bo drzwi były otwarte i nikogo nie było przed autem. Gdy nogi Clary znalazły się na asfalcie, rozejrzała się czy nikt jej nie widział. Nie, i całe szczęście. Teraz trzeba z stąd odejść.
Ale nagle pomyślała o Matcie. O mój Boże! Co się z nim stało? Clary sama tam nie wróci bo znowu ją złapią, ale zostawić go tak samego…?
Tessa! Matka Clary pracowała w sklepie z ubraniami, dwie przecznice stąd. Rozejrzała się jeszcze raz, a potem pobiegła ile sił w nogach w stronę sklepu. Gdy przebiegła około pięćdziesięciu metrów, odwróciła się, ciągle biegnąc, w stronę samochodu z którego uciekła. Właśnie wychodziła z niego dziewczyna z bardzo długimi, czarnymi włosami związanymi w kitkę na czubku głowy. Chyba zorientowali się, że mnie nie ma, pomyślała Clary. Nagle zderzyła się z czymś, a raczej z kimś. Upadając na chodnik mocno uderzyła się w głowę.
-Oj, chyba zabolało.-nad nią pochylał się… tak to był anioł w czarnym stroju! Jego złote, kręcone włosy otaczała biała poświata (bo chyba sobie jej nie wymyśliła, no nie?) , a jego złote...tak złote oczy wpatrywały się w nią z troską. Natomiast jego usta układały się w zadziorny uśmieszek.
-Ty…-wymamrotała, bo coraz bardziej kręciło jej się w głowie-Ty jesteś aniołkiem…
-Nie-odpowiedział blondyn-jestem twoim Księciem z Bajki.
Po tych słowach Clary po raz trzeci w tym dniu, straciła przytomność.


Heejka <3 wybaczcie że taki krótki rozdział. Nie bijcie! Obiecuje, że następny będzie dłuższy! I wybaczcie za błędy, ale nie zdążyłam już sprawdzić... Doszłam do wniosku, że rozdziały będą się pojawiać co dwa dni :) Ale jeśli wiem że nie dodam w danym dniu to spodziewajcie się dzień wcześniej :) I mam do was prośbę... komentujcie bo to dla mnie duuużo znaczy <3 i mam nadzieje że się wam podoba :) 
Możecie też mnie krytykować (a raczej musicie) !!! To też jest motywacja! 
No to do następnego pisania ;3
Clary