1
Miły wieczór
-Hej! No już! Przestań! Puść mnie!-
ze śmiechem próbowała (bezskutecznie) odpędzić od siebie ręce Mata, który
przygniatając ją swoim ciałem do jej łóżka, łaskotał ją zawzięcie- No już.
Obiecuje.
-Co obiecujesz?-zapytał Clary z
błyskiem w oku.
-Obiecuje, że więcej tego nie powiem.
-Czego nie powiesz?
-Że cię opuszczę.
-To chciałem usłyszeć- i nie czekając
aż coś powie, pocałował ją wplatając jego dłonie w jej burze rudych, kręconych
włosów.
Całowali się przez długi czas. Clary
rozmyślała co by się stało gdyby tamtego dnia nie poznała Mata.
Matthew Lowe to przystojny
siedemnastolatek o krótkich, delikatnie falowanych, kasztanowych włosach. Niezwykłym
elementem jego urody były oczy. A mianowicie miały one niesamowity rubinowy
kolor. Clary poznała go gdy pewnego razu wracała od Simona, i wstąpiła Galaxy
Comics, by kupić najnowszy tom mangi.
-Przepraszam, ale chyba to pani
upuściła.-usłyszała nieznajomy ale miły głos za sobą. Gdy się odwróciła
zobaczyła właśnie Mata. Trzymał jej klucze do domu z dużym różowym misiem który
dostała od Tessy na 11 urodziny.
-Oj, tak to moje-zarumieniła się.
Całe szczęście że miała piegi, co choć trochę to zamaskowało.- bardzo dziękuje.
Uśmiechając się niepewnie zabrała mu
klucze i odwróciła się do niego, myśląc tylko o tym by wyjść stąd jak
najszybciej.
-Poczekaj!
Odwróciła się zaskoczona (ponownie) i
poczekała aż nieznajomy do niej podejdzie.
-Chciałem… To znaczy… Co robisz w
piątek wieczór?
-Chyba nic, a co?-zapytała domyślając
się odpowiedzi.
-A co powiesz żebyśmy poszli razem do
kina?-widziała jak się stresuje i w napięciu oczekuje odpowiedzi. Urocze.
-Do kina? Hmm…- jeden głos
podpowiadał jej, że to zły pomysł ale z drugiej strony…? Czemu nie spróbować?-
Jasne. Nie mam nic przeciwko.
-To… To super-widziała jak z ulgi
jego mięśnie pod T-shirtem się rozluźniają.-Czyli w piątek o siódmej?
-Okej. Spotkajmy się przed kinem.
-Dobrze. Do zobaczenia…?
-Clary. Clary Gray.-powiedziała z
uśmiechem.
-W takim razie, do zobaczenia Clary
Gray.-i pomachał na pożegnanie.
Od tamtego dnia minęło już ponad pół
roku. Chyba najwspanialsze pół roku jej życia. I teraz gdy go tak całowała
dotknęła dosyć dużej blizny na jego ramieniu, pamiątce po wypadku w którym
uczestniczył razem z rodzicami gdy miał osiem lat. Niestety, jego rodzice
zginęli na miejscu, on na szczęście wyszedł z tego tylko z tą blizną.
Po wypadku przygarnęła go jego ciotka
od strony matki, Melody która mieszkała w Londynie. Gdy Mat miał 14 lat, jego
ciotka umarła z nieznanych przyczyn. Wtedy chłopiec sprzedał dom ciotki i jego
zawartość a za te pieniądze kupił bilet w jedną stronę do Nowego Jorku,
ponieważ dużo słyszał o tym mieście, i chciał sprawdzić czy to co mówili ludzie
to prawda. A i tak nie miał się gdzie podziać więc…
-To co?- zapytała się Mata z
tajemniczym uśmieszkiem.
-Co co?-spytał zdezorientowany.
-Mamy jeszcze nie ma w domu, a my
jeszcze…-nie dokończyła. Ktoś pukał do drzwi wejściowych.
-To Tessa?-zapytał się Mat.
-Nie, to na pewno nie ona. Przecież
ma klucze.-odparła.
-Może to Simon?-zapytał z niechęcią
-Nie. Simon jest przecież na
wakacjach z mamą i siostrą, zapomniałeś?-zapytała z lekka zirytowana. To, że
jej chłopak nie do końca lubił jej przyjaciela (z wzajemnością), nie oznaczało
to, że musi od razu wszystko zapominać na jego temat. Mimo iż, przypominała mu
to kilka razy dziennie…
-Ano tak. Masz racje.-odparł
-Pójdę sprawdzić kto to może być.
Zanim wstała pocałowała go jeszcze
raz, w usta, leciutko, by dać w ten sposób sygnał, że jest jej bardzo przykro,
bo zapowiadał się naprawdę miły wieczór…
Gdy wyszła ze swojego pokoju
zobaczyła zdjęcia swoich rodziców- Jocelyn i Luke`a Garroway`ów. Zostali zabici
w napadzie na bank, gdy Clary była jeszcze malutka. Od tamtej pory wychowuje ją
Theresa Gray, na którą wszyscy mówią Tessa.
Tessa była bardzo bliską przyjaciółką
Jocelyn i Luke`a. Podobno Tessa widziała Clary od narodzin, i jest jej matką
chrzestną. Ale dziewczyna zupełnie inaczej ją traktowała. Mówiła do niej
normalnie „mamo”, ale miała zupełne inne relacje z nią, iż inne dziewczyny w
jej wieku ze swoimi mamami. Tessa zachowywała się jak nastolatka- ubierała się
tak (co nie powinno dziwić, bo ona wygląda cały czas na dwadzieścia dwa, no
może na dwadzieścia pięć lat, już od kilku lat… A właściwie odkąd Clary zaczęła
dorastać, zawsze wyglądała tak samo, z wyjątkiem włosów. Te co chwila
zmieniała. A gdy Clary kiedyś się zapytała jak to robi, że włosy jej się nie
niszczą (bo gdy Clary ich dotykała, zawsze były miękkie jak jedwab),
odpowiedziała, że to jej mały sekret i dowie się o nim gdy skończy osiemnaście
lat.
Czyli jeszcze dwa lata…
Gdy dotarłam do przedpokoju, pukanie
zamieniło się w walenie pięściami.
-Już idę! Chwilka!
Ledwo doszła do drzwi frontowych, te
pod wpływem silnych kopniaków, wyskoczyły z zawiasów, a do środka wpadło wiele
osób ubranych całkowicie na czarno.
***
Pierwsze co zrobiła Clary, to
przeraźliwie wrzasnęła. Osoby które wpadły do jej domu rozbiegły się od razu
jakby czegoś szukały. Albo kogoś. Nagle ktoś chwycił ją za ręce, wygiął je do
tyłu, i powalił Clary na ziemie.
-Clarissa Fairchild?-zapytał wysoki,
barczysty mężczyzna, który miał przy sobie najdziwniejszą broń: dziwne sztylety,
długie miecze których rękojeści wystawały zza jego pleców.
-Clarissa tak, ale
Garroway.-odpowiedziała lekko zdziwiona ale i trochę przestraszona. Skąd ci
ludzie wiedzieli jak mam na imię, ale nie znali nazwiska? Może to zbieg
okoliczności?
-Przeszukać dom. Macie mi go znaleźć
żywego, zrozumiano?!-krzykną ten sam mężczyzna który wcześniej zwrócił się do
niej zwrócił.
-Co mam z nią zrobić,
ojcze?-usłyszała za sobą damski, ostry głos. Podejrzewała, że to ta dziewczyna
przytrzymuje jej ręce i przygniata do ziemi.
-Weźcie ją razem z Alekiem do auta i
pilnujcie, żeby nic sobie nie zrobiła. Jest nam potrzebna.-Potem mężczyzna
odwrócił się do schodów i razem z czterema osobami zaczął po nich wchodzić na
górę.
-Stop! Kim wy jesteście?! Nie wolno
wam od tak wchodzić sobie do mojego mieszkania i… i…-i nie dokończyła bo nagle
poczuła piekący ból na ramieniu a potem ogarnęła ją ciemność.
Hejka! No więc... to mój pierwszy (samodzielny) rozdział tutaj :)
Mam nadzieję że się wam spodoba :) i wybaczcie za błędy i stylistycznie i ortograficzne :)
No to do następnego :)
Clary
Jeju... aż nie mogę normalnie oddychać! Rozdział 1 naprawdę WSPANIAŁY, a cała historia zaczyna się BOSKO <3 Widać, że masz chęć do pisania! Styl pisania też naprawdę dobry. Jestem pewna, że gdy rozwiniesz nieco tę umiejętność, to będzie można ją nazwać talentem :)) Coś mi mówi, że daleko zajdziesz...
OdpowiedzUsuńTak czy siak, czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! Pozdrawiam i życzę weny pisarskiej :*
PS. Chyba się nie pogniewasz, jeżeli polecę twojego bloga? :D
Veronico! Właśnie przeczytałam twoje blogi! Teraz zaczynam o Diabelskich Maszynach! Tamte były cudne!
UsuńBAAARDZO Ci dziękuje za takie słowa <3
P.S. Oczywiście że się nie obrażę! ;3
Zgadzam się z Veronicą masz całkiem przyzwoity styl pisania ale mam nadzieje że będziesz go rozwijać. Mam kilka drobnych zastrzeżeń ale ogólnie było okay. Jestem ciekawa jak to się rozwinie... Powodzenia
Usuń